niedziela, 22 marca 2020

Trzy Pióra

Po wydarzeniach w 'Człowieku w kapturze' bohaterowie zostali gruntownie przesłuchani na posterunku w Diesdorfie, razem z gospodarzami zajazdu. Przypałętał się tam nawet podróżujący łowca czarownic, niejaki Matthias Hubkind. Na szczęście odpuścił i zadowolił się znalezionym listem do Hansa Jinkersta. Śmiałków uratowały zeznania strażników dróg oraz zapewnienia karczmarza Martina. Łowca wyruszył w asyście strażników badać sprawę na miejscu a Dieter z Frederikiem udali się ochoczo zgodnie z rozkładem 'Czterech pór roku' w zupełnie innym kierunku. Krasnolud dogadał się z woźnicą, że póki co będzie robił za pomocnika i ochroniarza. Elf pośpiesznie ruszył do Altdorfu, kontynuując swoją misję.

Minął prawie miesiąc. Frederik cierpliwie dziergał kolczugę po Jinkerście, widząc już koniec operacji. W Nuln udało się wydać znalezione złoto na nowy ekwipunek i zidentyfikować zawartość fiolki z usypiającym narkotykiem znalezionej przy kultystach.

Ten wieczór zaczął się niewinnie, w zatłoczonym zajeździe 'Trzy pióra', w drodze do Kemperbadu. Kapłan Johann, którego wieźli był pasażerem dyliżansu. Razem z nim podróżowali trzej kupcy dyskutujący zawzięcie całą drogę o wyższości transportu rzecznego nad lądowym (jeden z nich nie zgadzał się z tą tezą).

Noc spędzona w zatłoczonej karczmie okazała się pełna niespodzianek. Okazało się bowiem, że w Trzech Piórach zatrzymała się z licznym pocztem murgrabina Maria Ulrike von Liebwitz z Ambossteinów, której ciotka Emanuelle trzęsła całym Nuln.

Jak udało się wyciągnąć z podpitej nieco służby murgrabina zmierzała do Kemperbadu by przed niezależnym sądem obalić oskarżenia barona Eberhardta Dammenblatza. Młody szlachcic posądzał murgrabinę o udział w spisku, który doprowadził do zamordowania jego ojca, Ottona. Służba murgabiny twierdziła iż Otton, stary pijus, utopił się po prostu w wazie ponczu na jednym z wystawnych przyjęć u Ambossteinów.








wtorek, 17 marca 2020

Krwawa noc

Czyli o tym, jak trzej przypadkowi bohaterowie -- Fantharfin elfi zwiadowca-kawalerzysta z najemnego Regimentu Tysiąca Mieczy, Dieter Ziegler - woźnica kampanii Cztery Pory Roku i krasnoludzki flisak Frederik spotkali się przypadkiem pewnej burzliwej, jesiennej nocy w zajeździe 'Człowiek w kapturze'.




Fantharfin jadący z listem od barona Ottona von Dammenblatz z Wissenburga (delikatna przesyłka do rąk własnych elfiego dyplomaty - Amriela Świetlistego) przyłączył się do dyliżansu powożonego przez Dietera w drodze z Diesdorfu na północ.

Dwa dni drogi od opuszczenia miasta zostali zaskoczeni przez potężną nawałnicę. Po zapadnięciu zmroku podróż była coraz trudniejsza, w trakcie naprawy uszkodzonego koła śmiałkowie byli zmuszeni odeprzeć atak bandy zwierzoludzi i mutantów polujących na obrzeżu reiklandzkiej puszczy. Odcinając się celnymi ciosy, ścigani nieludzkim wyciem zdołali umknąć z życiem.

W trakcie burzy, w środku nocy dyliżans dotarł do ufortyfikowanego zajazdu na brzegu rzeki Reik, w pobliżu przystani promowej. Zajazd zdobił szyld z człowiekiem w kapturze.

Brama była zawarta, a na przystani bohaterowie znaleźli ślady krwi i zerwany prom. Wkrótce potem do brzegu dopłynął cudem ocalały ze wzburzonej topieli krasnolud -- przedstawiający się jako Frederik, flisak. Niedoszły topielec dygotał z zimna i szczękał zębami, nie było powodu mu nie wierzyć.

Boczna furta w palisadzie okazała się szczęśliwie otwarta. Budynek zajazdu był zamknięty, ale niepokój koni w stajni sprawił, że Fantharfin zbadał pięterko na którym odkrył usieczonego i nadgryzionego stajennego i potworną, pajęczą maszkarę czatującą na dachu. Elf rozprawił się z potworem odnosząc ino lekką ranę.

Tymczasem udało się przekonać gospodarza do otwarcia drzwi. Gości powitał niechętnie Otto -- niezwykle tłusty i niechlujny oberżysta. Przybyli od razu wpadli pod ogień pytań strażnika dróg - Hansa Jinkersta, który podejrzewał ich o bycie w zmowie z bandytami, którzy tej samej nocy napadli na zajazd i zostali krwawo odparci. Po długich namowach Otto zgodził się przenocować grupę we wspólnej sali za słoną kwotę (pokoje były zajęte przez gości podróżujących konkurencyjnym dyliżansem). Należy dodać, iż Dieter nie zadbał o swoją jedyną pasażerkę - Fraulein Hermenegildę Stolz, zostawiając ją na noc w powozie (wydawała się spać -- co jak się później okaże, nie było wcale prawdą).

Bohaterowie zostali nakarmieni ciepławą kaszą ze skwarkami i zaprowadzani na piętro. Sala była brudna i niezbyt ogarnięta ale zmęczenie, które ogarnęło wszystkich sprawiło, że po prostu padli na pysk. Dieter poczuł, że coś jest nie tak -- ostatkiem sił udało mu się otrzeźwić się na deszczu i wyrzygać posiłek. Po kilku chwilach zdołał też obudzić i zmusić do wymiotów krasnoluda, Fantharfin jednak spał jak zabity.

Okazało się, że pokój jest zamknięty na klucz. Korzystając z licznych piorunów maskujących hałas udało się z niemałym trudem wyważyć drzwi. Śmiałkowie ostrożnie zbadali piętro, jeden z pokojów gościnnych okazał się otwarty i pusty. Na łóżku była mokra plama wyglądająca na krew.

Bohaterowie mieli schodzić cichaczem na dół ale usłyszeli skrzypnięcie podłogi. Udało im się zdybać wyłupiastookiego pomocnika karczmarza, który próbował zakraść się do ich pokoju. Po krótkiej walce sługus padł bez życia.

Na dole, w karczmie było pusto. Kuchnia była brudna i panował w niej bałagan, ponadto meble były najwyraźniej przeznaczone dla niziołka, którego nikt dotąd nie widział. Czułe ucho krasnoluda wyłapało dźwięki jakiegoś śpiewu dobiegające gdzieś z oddali.

Dzięki upiornemu wyciu i śladom krwi na posadzce piwnicy udało się zlokalizować kamienną płytę prowadzącą do ukrytej, bardzo starej kapliczki gdzie odbywał się właśnie plugawy rytuał przyzwania jakiejś zmiennej, bijącej nieziemskim blaskiem maszkary.

Śmiałkowie zauważyli Hansa, który śpiewał wymachując sercem zarżniętej właśnie ofiary, grubego Ottona asystującego fałszywym falsetem. Obok schodów kuliło się kilka związanych i zakneblowanych postaci.

Nie zastanawiając się wiele bohaterowie ruszyli do akcji.

Walka była ciężka. Rozbity przez Dietera, emanujący złą energią posążek przeistoczył się w zmiennokształtnego demona. Bestia na szczęście nie zwracała uwagi na strony konfliktu i urwała głowę Hansowi. Byłoby kiepsko z bohaterami, ale w decydującym momencie do piwnicy przywlókł sie przebudzony elf, dzięki któremu dobro jak zwykle zwyciężyło a zło zostało pokonane. Demonowi nie pomogło nawet podzielenie się na dwoje. W konflikcie najbardziej ucierpieli krasnolud i Fantharfin -- zwłaszcza temu ostatniemu doskwierała rana zadana plugawym pazurem. Wszyscy z trudem utrzymywali zawartość żołądka bo smród zepsucia bijący od rozpuszczających się potworności wyciskał łzy z oczu.

W piwnicy oprócz ocalałych leżały trupy kilku zamordowanych przez kultystów -- w śród nich kilku mieszczan, pasażerów dyliżansu, woźnicy oraz halflińskiego kucharza. Ocalały właściciel obejścia - Martin - wraz z pomocnikiem wyprowadzili na górę ledwie żywą Bertę - małżonkę oberżysty. Dziewka służebna Heidi niestety dosłownie oddała serce podstępnemu Hansowi..

Ostatnią, a może i pierwszą ofiarą tej upiornej nocy okazała się szanowna Hermenegilda. Przeprowadzona pośpiesznie autopsja wskazywała raczej na atak apopleksji niż na pospolite morderstwo -- widać serce biedaczki nie wytrzymało napięcia w trakcie nocnych perypetii na szlaku.

Nad ranem do wrót załomotał czteroosobowy oddział strażników dróg pod dowództwem Holgera Starkenbauma. Po obejrzeniu sytuacji zasadniczy sierżant chciał kuć w łańcuchy bohaterów pod zarzutem udziału w licznych morderstwach i plugawym procederze ale zeznania właścicieli "Człowieka w Kapturze" skłoniły go do ustępstw. Radzi nieradzi bohaterowie zostali zmuszeni do towarzyszenia strażnikom do Diesdorfu celem gruntownego przesłuchania. Razem z nimi do miasta ruszyli właściciele oberży zamykając miejsce zbrodni na cztery spusty.

Należałoby również wspomnieć, że prócz drobnych monet w sakiewkach pokonanych łotrów w piwnicy znaleziono solidną skrzynkę, której zawartością nieco później, ukradkiem podzielili się Dieter i Frederik. Krasnolud znalazł również w torbie Hansa szklaną fiolkę z odrobiną gęstej, przezroczystej cieczy. Frederik nie omieszkał też ograbić zwłok z przebitej na plecach, okrwawionej kolczugi.



PD:
160 dla Fantharfina, Dietera
210 dla Frederika - realizaja ambicji krótkoterminowej




czwartek, 2 lutego 2017

Weissbruck #4

Zdybany w swoim biurze Proudfoot zdziwił się nieco, że w kradzież może być wplątany ktoś z rodziny Rubensteina. Według słów detektywa Albert Rubenstein jest twardo stojącym na ziemi dorobkiewiczem, który nie ryzykowałby swojego dobrego imienia. Kupiec dorobił się ciężką pracą. Zaczynał ponoć z jednym wozem, którym sam jeździł rzadziej uczęszczanymi szlakami, szukając handlowych okazji. Dzisiaj jego dobrze prosperująca firma zajmuje się handlem i produkcją skrzyń i beczek, współpracuje też z wieloma producentami i pomniejszymi dostawcami, dysponuje własnymi wozami i magazynami. Wedle słów halflinga kupiec ma dwóch dorosłych synów -- starszy Robert pomaga mu w interesach, młodszy Rupert wybrał karierę naukową, przez pewien czas studiował nawet w Altdorfskiej Akademii Nauk, ale wrócił do miasta. Większą ilością danych detektyw nie dysponował, rodzina Rubensteinów nie była bowiem zamieszana w żaden godny uwagi skandal. 

Elvyra zareagowała na rewelacje dotyczące tożsamości złodzieja z powątpiewaniem, chociaż przypomniała sobie młodego człowieka wypytującego o trucizny, który był u niej dwa tygodnie wcześniej. Jak sama mówiła, tego typu namolni klienci wypytujący o wątpliwe moralnie preparaty zdarzają się jej od czasu do czasu. Zazwyczaj zmykają gdy zaczyna ich wypytywać o szczegóły i przyczyny poszukiwań, tak też było i tym razem.

Pana Rubensteina dobrze pamiętała, bo miała nieszczęście sprzedać co nieco małżonce kupca (środki na kobiece dolegliwości). Leki okazały się skuteczne, ale okazało się że Albert jest człowiekiem skąpym i nie wierzy w zioła i medycynę ludową. Elvyra została wyzwana od wiedźm i guślarek i oskarżona o oszustwo i wciskanie kitu. 

Ponieważ do alchemiczki nie zgłaszał się ostatnio nikt z objawami zatrucia (prócz Stefana, który wyglądał tego dnia wyjątkowo blado) drużyna postanowiła podpytać o takie przypadki u konkurencji -- cyrulika-aptekarza Stolzmana. Jako wiarygodny pacjent Stefan wybrał się z wizytą do apteki. Młody i rzutki asystent szybko opisał mu wszystkie cudowne cechy oferowanych tam specyfików -- od maści przeszedł do czopków oferowanych w różnych rozmiarach, nakreślił również zalety puszczania krwi oraz rwania zębów. W końcu wezwał mistrza Stolzmana, bo pacjent był wyjątkowo krnąbrny i kapryszący. Nie udało się wydobyć z cyrulika personaliów, z rozmowy wynikało jednak, że zajmował się ostatnio chorym i słabującym pacjentem z podobnymi do Stefana symptomami. Łowca opuścił aptekę uboższy o srebrnego szylinga ale z próbką maści, zestawem czopków i zaleceniem rychłej wizyty kontrolnej.

Elvyra obejrzała przepisane przez konowała specyfiki, wtajemniczyła Stefana w arkana ich stosowania i stwierdziła, że w przypadku zaparcia czopki mogą się nawet przydać, a maść kamforowa raczej nie powinna nikomu zaszkodzić. Aby wzbudzić zaufania aptekarza, który mimo konkurencji szanował jej wiedzę i umiejętności napisała Josefowi list polecający, przedstawiając go w nim jako asystenta i terminatora.

Dzięki notatce Josef przełamał wątpliwości Stolzmana i dowiedział się, że aptekarz był ostatnio wzywany do chorego Ruperta, młodszego syna Rubensteina. Standardowa kuracja niezbyt pomagała więc konował przestraszył się hipotezy o otruciu syna jednego z bardziej szanowanych klientów. Zgodził się pomóc, opisał szczegółowo stan i objawy występujące u Ruperta, ale zaklinał Josefa by nie rzucał niepotwierdzonych oskarżeń w obecności pana Alberta.

Zorganizowane przez aptekarza próbki krwi pacjenta i próbki potraw/napojów podawanych Rupertowi zostały zbadane przez Elvyrę. Nie znalazła w próbkach ewidentnych śladów trucizn, ale krew była rozrzedzona i mało krzepliwa, co mogło sugerować użycie jednej z kilku znanych alchemiczce substancji. Niestety, bez ustalenia co i w jaki sposób podano ofierze (oraz bez wielu składników, które zostały skradzione) zielarka była bezsilna -- sporządziła tylko wzmacniającą miksturę, która być może pozwoli zyskać nieco czasu.

W międzyczasie Stefan znalazł w porcie kapitana Haka, który następnego dnia wypływał do Bogenhafen. Za szylinga zgodził się przekazać list do kapłana Ulryka, a którym alchemiczka prosiła Mattiasa o ustalenie czym zatruto piwo i jadło w trakcie Oktoberfest. Elvyra liczyła na to, że informacje te zwiększą szanse na wyleczenie łowcy.

Kaz Mir oraz Amisz udali się zaś na spotkanie z Olafem. W szczękach dobito targu - łotrzyk dostał swoją księgę rachunkową, w zamian oddał Amiszowi połowę wczorajszej wygranej i obiecał pomoc swoich ludzi w wytropieniu rudego sługi Rubensteinów. Zaoferował też partyjkę pokera i dalszą współpracę, z których to propozycji bohaterowie chwilowo nie skorzystali.

Późnym wieczorem Josef w towarzystwie aptekarza zapukał do drzwi kamienicy Rubensteinów. Solidna budowla stała w południowej części dzielnicy kupieckiej, sąsiadowała z otoczonym wysokim murem folwarkiem na którym znajdowała się faktoria i magazyny kupca. Odźwierny zaufał słowom znanego mu dobrze Stolzmana, który przedstawił Rękotęgiego jako swojego asystenta. Ponaglany zaprowadził przybyłych na piętro do pokojów chorego panicza.

Przy łóżku bladego, nieprzytomnego Ruperta czuwała zapłakana matka i zatroskany sługa Dieter. Josef sprawnie podał nieprzytomnemu miksturę sporządzoną przez Elvyrę i sam zbadał panicza dostrzegając sine ślady na rękach chorego. Sprowokował sytuację, w której sługa przyniósł Rupertowi szklankę wody i sam ją wypił, udało mu się też skłonić gospodynię do pokazania pokoju z księgami panicza. Ten zawalony był księgami o naturze wszechrzeczy, próbkami nieudolnej poezji o bólu przemijania. Nie było śladów skrzyni i eksperymentów, ale sługa wyraźnie się stropił gdy Josef drążył temat alchemii i zainteresowań Ruperta. Z rozmowy z matką udało się ustalić, że ojciec raczej pogardzał niepraktycznymi zajęciami swojego młodszego syna, przestał płacić czesne gdy Rupert porzucił ekonomię i zaczął po kryjomu studiować filozofię. Zdołowany panicz często bywał poza domem lekceważąc matczyne rady dotyczące noszenia ciepłej czapki.

Atmosfera robiła się nerwowa, Stolzman rwał sobie resztki włosów z głowy i spojrzeniem próbował uciszyć Josefa. Matka, nic nie rozumiejąc, zaczęła panikować i na taką sytuację do pokoju wpadł pan Albert Rubenstein, zajęty do tej pory porządkowaniem papierów w swoim kantorku. Okazał się praktycznym jegomościem: w prostych żołnierskich słowach uciszył i wyprosił z pokoju panikującą małżonkę, przestraszonego sługę i zażądał wyjaśnień od nowo przybyłych. Aptekarz plątał się w zeznaniach ale Josef nie zwlekając, z grubej rury, oskarżył Dietera o zaniedbanie i ryzykowanie życiem panicza, który miał się wplątać w złe towarzystwo i zająć niewłaściwym hobby. Olbrzym opowiedział Albertowi o truciźnie i zatajaniu przez sługę faktów które mogą pomóc w uratowaniu Ruperta.

Mimo widocznej niechęci i braku przekonania Albert rozgniewał się i zażądał wyjaśnień od Dietera. Okazało się, że gagatek skorzystał z chwili zamieszania i opuścił pośpiesznie dom Rubensteinów. Zaalarmowana służba została postawiona na nogi a alchemik oraz Josef zostali stanowczo wyproszeni z domu.

Dieter miał pecha, bowiem dom Rubensteinów obserwowany był przez drużynę oraz kiziorów Olafa. Umówiony znak oznajmił bohaterom podjęcie pościgu i po kilku minutach obity nieco i pokorny sługa został przekazany w ciemnym zaułku pod kuratelę krasnoluda i Amisza.

Krótkie przesłuchanie oraz pojawienie się wśród porywaczy Josefa przekonało rudego do rozmowy. Zdradził, że panicz wynajmował poddasze w podłej dzielnicy, gdzie oddawał się ostatnio eksperymentom alchemicznym. Płakał, że już w domu Rubensteinów chciał zdradzić położenie pracowni Josefowi, ale bał się by pan Albert niczego się nie dowiedział, bo to brutal i on wcale nie kocha panicza tak jak na to zasługuje (tu zaszkliły mu się oczy) i tylko go krzywdzi zamiast wspierać. Pokorny sługa czym prędzej zaprowadził drużynę do zatęchłej klitki, w którym rozstawione były utensylia ukradzione Elvyrze. Na wszelki wypadek nikt niczego nie dotykał.

Josef i Amisz sprowadzili na miejsce alchemiczkę, która mimo późnej pory dała się przekonać do nocnej wycieczki, najwyraźniej przejęta losem zatrutej ofiary. Otwarta księga oraz resztki składników pozwoliły jej ustalić naturę trucizny. Elvyra stwierdziła, że Rupert prawdopodobnie nie zachował ostrożności i zatruł się pracując bez rękawiczek. Szybko zajęła się produkcją antidotum.

Nie zwlekając, prowadząc ze sobą Dietera, krasnolud wraz z Josefem ruszyli by porozmawiać z Albertem. Ten zgodził się wpuścić Josefa by podał antidotum umierającemu synowi, swoją agresję wyładował na pojmanym słudze. Kaz Mir zapobiegł awanturze przechodząc do interesów bo przywróciło kupca do rzeczywistości -- zaprosił krasnoluda do rozmowy na osobności, w swoim kantorku.

Kaz Mir nakreślił sprawę kradzieży, nie wgłębiając się jednak w motywy Ruperta. Kupiec dał do zrozumienia, że sprawa nie potrzebuje rozgłosu. Określił drużynę i Elvyrę niewdzięcznymi słowy, obiecał jednak spotkać się z nimi w sprawie gratyfikacji następnego dnia, gdy nieco ochłonie i przemyśli to i owo.

Bohaterowie opuścili dom Rubensteinów żegnani modlitwą matki Ruperta i splunięciem gospodarza domu.

piątek, 13 stycznia 2017

Weissbruck #3

Drużyna spotkała się z Olafem i Bertem kolejnego wieczora. W trakcie wcześniejszej debaty bohaterowie postanowili dogadać się z przyjemniaczkami aby nie psuć sobie mety w Weissbruck.

Miejscowy łotrzyk zdradził, że zależy mu na zdobyciu miejskiej księgi podatkowej z ostatniego miesiąca prosto z kantorka gildii kupieckiej. Zająłby się tym sam, ale nie chce rzucać się w oczy, poza tym skoro koledzy po fachu szukają roboty, to grzech im nie pomóc.. W zamian za księgę Olaf zaoferował możliwość odzyskania przegranej wczoraj kasy lub jakąś inną przysługę.

Kantorek gildii był miejscem, które odwiedził wcześniej Stefan rozpytując o możliwość zatrudnienia i lokalnych kupców. Siedziba gildii zajmowała wąską kamieniczkę stojącą w samym rynku, w pobliżu magistratu i siedziby straży miejskiej. Na dolnym piętrze w trakcie dnia rezydowali urzędnicy obsługujący petentów i ochroniarz, Stefan pamiętał że posługiwali się pergaminami na których robili notatki, ale księgi z rozliczeniami nie widział. Być może znajdowała się za drzwiami prowadzącymi wgłąb budynku.

Nieustraszeni postanowili przemyśleć w spokoju sprawę roboty oraz zapłaty i umówili się z Olafem, że nawiążą z nim kontakt za pośrednictwem barmana Szczęk. Dyskutując zawzięcie ruszyli obgadać sprawę w "Pięciu węzłach".

Dwie godziny przed północą brygada przeszła od słów do czynów i ruszyła na rozpoznanie terenu. Aura nie rozpieszczała, mocno wiało, co w połączeniu z mżawką zniechęcało przechodniów i patrole straży do błąkania się po opustoszałych ulicach.

Kamieniczka gildii miała spadzisty dach kryty dachówką, trzy dość wysokie kondygnacje. Wszystkie okna były zamknięte solidnymi, dębowymi okiennicami. Budynek nie miał tylnego wejścia, okna z tyłu wychodziły na wąską, ciemną uliczkę. Na pięterku, ciągle widać było światło lampy, prześwitujące przez szparę w okiennicy.

Moknąc w zaułku i obserwując niechętne i coraz krótsze obchody strażników miejskich ekipa skompletowała wyposażenie: linę z hakiem oraz butelkę czegoś mocniejszego. Ta ostatnia szybko się rozeszła co podniosło morale. Cierpliwość została nagrodzona - przed północą dom gildii opuścił kryjący się pod lichym płaszczykiem urzędas, który pobiegł do domu. Obserwatorzy zauważyli, że ktoś zamknął za nim drzwi.

Pierwsze podejście wykonał Amisz, próbując wspiąć się na dach po rynnie sąsiedniej kamienicy. Nie było to łatwe zadanie -- było mokro i ślisko a kondygnacje były dość wysokie. Po kilku próbach (dzięki asekuracji liną udało się nie spaść) rynna odmówiła posłuszeństwa i roztrzaskała się na bruku. Na szczęście wycie wiatru zagłuszyły odgłosy prób Amisza i nikt nie wszczął alarmu.

Więcej szczęścia łotrzyk miał przy próbie otwarcia drzwi frontowych wytrychem -- zamek poddał się już przy pierwszej próbie, cała drużyna nerwowo obserwująca drzwi pobliskiej siedziby straży szybko weszła do środka. Było ciemno, ale krasnolud szybko znalazł lampę naftową na jednym z urzędniczych stanowisk. Strażnik najwyraźniej spał już na zapleczu -- przez zamknięte drzwi słychać było jego chrapanie.

Księgi nie udało się znaleźć w pomieszczeniu dla petentów ale na szczęście udało się wejść na piętro bez wzbudzania alarmu. Na górze znajdowały się półki pełne teczek z papierami, kredens z alkoholem (bardzo zacnym jak się okazało) oraz spore, solidne biurko z fotelem do przyjmowania co lepszych klientów gildii. Wejścia do kolejnego pomieszczenia broniła solidna krata, jej zamka nie udało się otworzyć drużynowym ślusarzom mimo kilku prób.

W zamkniętej szufladzie, na której zamku połamał sobie wytrych Stefan, udało się znaleźć poszukiwaną księgę, gruby zeszyt w większości zapisany danymi transakcji i personaliami kupców w nich uczestniczących. Nie zwlekając dłużej, drużyna opuściła siedzibę gildii pozostawiając pootwierane zamki i wróciła do Pięciu Węzłów. Stefan poszedł spać na swoją kwaterę, był zziębnięty, przemoczony i nieźle nim telepało.

Nazajutrz za pośrednictwem barmana Szczęk zaproszono do negocjacji pana Olafa. Gdy pojawił się w "Pięciu Węzłach" poufale witając się z Amiszem właścicielowi zrzedła nieco mina i ciut inaczej spojrzał na drużynę. W trakcie rozmów przy browarze chłopaki pochwaliły się sukcesem nocnej eskapady (radzi-nieradzi musieli pokazać księgę łotrzykowi). Bohaterowie zdradzili też, że zależy im na skradzionych dobrach Elvyry i mogą rozważyć informację o nich jako zapłatę za swoje usługi.

Olaf przypomniał sobie, że jego zły brat bliźniak mógł być zamieszany we włamanie. Opisał robotę jako lekką, łatwą i przyjemną -- klient zlecający kradzież płacił dobrym złotem, więc nie wnikał w jego personalia. Był to młody paniczyk kryjący się pod płaszczem, korzystał z pomocy rudego sługi podczas przekazania łupów.

Przekonany przez Nieustraszonych Olaf obiecał wybadać czym prędzej kto zacz. Pożegnał się i opuścił "Pięć Węzłów" mrugając do właściciela.

Już wczesnym popołudniem młody obdartus znalazł bohaterów by przekazać, że "Szanowny pan Olaf radzi poszukać w domu kupca Rubensteina, jeden z jego synów może być pasjonatem zielarstwa. A wieczorem pan Olaf zaprasza na partyjkę pokerka do Szczęk by przy okazji pogadać o literaturze."

czwartek, 15 grudnia 2016

Weissbruck #2

Po krótkiej naradzie bohaterowie postanowili zasięgnąć języka u lokalnego fachowca. Biuro pana Proudfoota znajdowało się południowej części miasta, w pobliżu zaniedbanego nieco muru miejskiego. Detektyw właśnie wychodził na miasto, wysłuchał opisu rabusiów i od razu skojarzył 'złe oko':

"Nazywają ich Flip i Flap, wiecie, jak w tej krotochwili co ją pokazują wędrowni komedianci na festynach. Ale raczej nie w ich obecności, przynajmniej ja bym nie próbował. Ten duży ma bielmo na oku, nie słyszałem żeby kiedykolwiek się odzywał, mniejszy to mózg ekipy. Typki znane w miasteczku, dobrze że na was padło bo ja bym im nie wchodził w drogę. Czasem bywają w Szczękach, ale uważajcie, bo mają tam kolegów."

W międzyczasie Kaz Mir zaczął się uskarżać na ból zęba. Elvyra obejrzała zionącą niestrawionym alkoholem paszczękę i spróchniałe zębiska. Stwierdziła, że nie jest w stanie zwalczyć przyczyny bólu a smak ziół, które zaproponowała jako panaceum nie przypadły do gustu krasnoludowi -- znał znacznie smaczniejsze mikstury przeciwbólowe. Zgodnie z radą alchemiczki Kaz Mir wybrał się w końcu by odwiedzić aptekarza-cyrulika, który ponoć zręcznie obchodził się z obcęgami. Krasnolud postanowił znieczulić się po drodze i dodać sobie nieco odwagi..

Do wieczora zostało sporo czasu, Stefan spożytkował go robiąc wycieczkę po Weissbruck. Miasteczko sprawiało wrażenie nudnego, zagadani strażnicy miejscy rozwiali nadzieję na intratne zlecenia od władz miejskich, według brzuchatego sierżanta w okolicy nie działo się nic niepokojącego a rozwieszone w kordegardzie listy gończe zarastały pajęczynami.

Łowca wiązał pewne nadzieje z lokalnymi kupcami, po rozpytaniu w kantorze gildii kupieckiej rozpoczął wędrówkę od domu do domu wypytując o robotę. Nie poszczęściło mu się zbytnio, lokaj Goldenstolza, króla melioracji, nie chciał go wpuścić. Urzędnik Hakenkreuzów, specjalizujących się w handlu spożywką, stwierdził, że owszem - jest popyt na dziczyznę - ale raczej w detalu nie robią. Poza tym ewentualne polowania należałoby uzgodnić z leśniczym, który trzyma pieczę nad lasami państwowymi. Stefan odwiedził również skład Blumsteinów, którzy robili w kamieniu i nagrobkach, ale wydał im się za mało krzepki.

Wytrwałość łowcy została nagrodzona gdy zapukał do drzwi handlujących wełną i tkaninami Wollstoffów. Okazało się, że przyda im się robotnik sezonowy. Nie oferują zbyt wiele, ale na pewno Stefan mógłby utrzymać się z pracy w magazynie. Udało się również dogadać w portowym urzędzie, że jeśli któryś z kapitanów będzie poszukiwał eskorty, urzędnik da cynk Stefanowi.

Zadowolony Stefan wrócił na Friedenstrasse, odwiedził Gertrudę i nakarmił koty kupioną w porcie rybką. Po zmierzchu ekipa zebrała się u Elvyry i postanowiła ruszyć do "Szczęk" nie czekając na Kaz Mira, jako wsparcie zabrano Josefa.

Czwórka zgromadzonych gości powitała Amisza z radością, od razu zapraszając go do gry. Josef usiadł obok ale nie dał się, mimo nagabywań, zaprosić do stolika. Stefan nawiązał rozmowę z Bertoldem, barmanem, z trudem komplementując serwowane trunki. Obserwował wnętrze spelunki z wysokości barowego stołka.

Tym razem kompania rżnęła w pokerka zatłuszczoną talią przecudnej urody. Zręcznie nakreślone, cycate figury dam odwrócił uwagę Amisza od ewentualnych mankamentów kart. Na stole pojawiło się srebro i chociaż gra rozpoczęła się korzystnie dla łotrzyka, po kilku rozdaniach okazało się, że to Zenon zgarnął większość puli. Niepocieszeni kompani próbowali jeszcze odegrać się zrzucając się na wspólne wejście do gry ale nic z tego nie wyszło.

Sprawa prawie zakończyła się awanturą między przegranymi ale warknięcie Bertolda i sugestywne sięgnięcie pod ladę szybko spacyfikowało łobuzów.

Wtedy właśnie u szczytu schodów prowadzących do piwnicy pojawił się mały gość a za nim drzwi przekroczył wielki, szeroki typ z bielmem na oku. Flip zatrzymał się na chwilę, obrzucił wnętrze badawczym spojrzeniem ale niemal niedostrzegalne skinięcie barmana rozluźniło go.

Witani przez stałych bywalców Flip i Flap ruszyli w stronę stojącego w kącie stolika, Bertold bez pytania napełnił im kufle. Mały przywitał się jowialnie a Flap warknął tylko mijając siedzącego przy stole Josefa.

Hazard kwitł w najlepsze, na stole zamiast kart pojawiły się kości a wraz ze wzrostem stawek przy stole pozostali tylko Zenon i Amisz, pozostali kibicowali z daleka. Zaciekawiło to Flipa, który postanowił przyłączyć się do gry.

Nie skończyło się to najlepiej dla Amisza -- wkrótce zobaczył dno sakiewki. W akcie desperacji próbował jeszcze odegrać się zmieniając dyscyplinę na rzut nożem do celu (zamiast portretu przodka wykorzystano do tego stary list gończy za jednym z bywalców speluny).

Do konkurencji dołączył się Stefan ale mimo celnych rzutów bohaterów Flip wykazał swoją wyższość w miotaniu nożami. Zadowolony i pobudzony zwycięstwem, pogratulował bohaterom umiejętności i fantazji w wydawaniu pieniędzy i zaprosił ich do stolika.

Mały przedstawił się jako Olaf, jego duży towarzysz to Bert. Razem prowadzą działalność usługową i jeśli bohaterowie szukają pracy (wcześniej wypytał o kilka szczegółów i uznał kompanów za ludzi bywałych w świecie) to być może będzie mógł zaoferować jakąś umowę o dzieło, przy której da się wykorzystać ich niebagatelne talenty. Chodzi o dyskretne odzyskanie pewnych kwitów, które niechcący wpadły w niepowołane ręce. W każdym razie pomyśli o tym i da znać nazajutrz, tymczasem stawia!

Prócz biegłości w posługiwaniu się nożem Olaf okazał się mistrzem owijania w bawełnę. Opuszczając "Szczęki" drużyna była pewna, że może się wplątać w jakiś nielegalny biznes ale nie udało się wyciągnąć z małego żadnych konkretnych szczegółów. Tym razem nikt nie niepokoił bohaterów wracających na spoczynek, albo po prostu lepiej się maskował.

W "Pięciu węzłach" Amisz zastał chrapiącego krasnoluda od którego zionęło wódą. Zauważył też, że przy drzwiach ich pokoju ktoś majstrował, bagaż leży rozwalony po całym posłaniu, a szwy kurtki, którą miał w plecaku zostały fachowo rozprute.

czwartek, 8 grudnia 2016

Weissbruck #1

Pożegnalna impreza trwała dość długo. Następnego dnia, po odpłynięciu Hannah w górę rzeki, drużyna zwlekła się z łóżek dość późno.

Josef, Amisz i Kaz Mir spędzili noc w Pięciu Węzłach, stylizowanej na marynarską oberży, Stefan wraz z Renate wypoczywali w dużo droższej i lepszej Szarotce -- eleganckim pensjonaciku, w którym obowiązywała nawet cisza nocna. Zatroskana handlarka dbała i chuchała na niedomagającego łowcę otaczając go troską i robiąc mu okłady z wiadomo czego.

Josefa obudził straszny głód, czym prędzej zszedł na dół nie budząc chrapiącego krasnoluda z którym dzielił pokój. Po nasyceniu pierwszego łaknienia olbrzym otarł usta i jeszcze raz przeczytał list Mattiasa do Elvyry Kalkstein i postanowił zwalczyć ból głowy dotleniając się w trakcie spaceru. Wyjrzał za okno: pogoda była nie najgorsza, chociaż lekko siąpiło. Zapytany karczmarz od razu skojarzył alchemiczkę po nazwisku i opisał jak dotrzeć na Friedenstrasse 23.

Friedenstrasse była wąską, czystą uliczką zabudowaną małymi domkami, z dala od portu i hałasu. Nad drzwiami numeru 23 widniał szyld z wagą, podobny trochę do symbolu Vereny, patronki wiedzy i mądrości. Josef użył kołatki.

Po dłuższej chwili otworzyła mu drobna, rumiana kobieta. Długie włosy miała schowane pod beretem, na sobie fartuch i rękawiczki. Gdy olbrzym opisał cel wizyty i podał list, obejrzała go pobieżnie i zaprosiła go do środka. Wejście prowadziło do niewielkiego pokoju który pełnił rolę poczekalni i sklepiku zarazem -- w rogu stał niewielki stolik z kilkoma krzesłami a przejście na zaplecze zagradzała aptekarska lada, na ścianie za ladą stała przeszklona komódka zawierająca maści i mikstury. Elvyra poprosiła Josefa o poczekanie przy stole, sama zniknęła w kantorku (przez drzwi widać było, że znajduje się tam jej pracownia). Wkrótce wróciła stamtąd z imbrykiem pełnym herbaty i dwoma filiżankami.

"Jak mawiają halflingi: nie poznasz gościa zanim nie napijesz się z nim herbaty i nie wypalisz fajki porządnego tytoniu przy okazji podwieczorku" -- zażartowała. Przez chwilę Josef próbował złapać filiżankę w dwa palce, ale po chwili Elvyra zlitowała się i przyniosła Josefowi duży, bardziej poręczny kubek. W trakcie niezobowiązującego dialogu o pogodzie kobieta uważnie przypatrywała się rozmówcy, pod koniec wyraźnie się odprężyła.

Po herbatce wypytała o przygody i ponarzekała na Mattiasa, że "Zawsze wplącze się w jakąś awanturę, a kto jak kto, ale on nie powinien się denerwować, nieprawdaż?" -- mrugnęła. Powiedziała, że może zaoferować Nieustraszonym rzadką i cenną miksturę wspomagającą regenerację -- ma dwie flaszki, które mogą postawić trupa na nogi, pełny proces trwa 2-3 doby w zależności od organizmu. W trakcie pierwszych godzin pacjent wydziela straszne ilości ciepła (wymaga chłodzenia), potem następuje duże pragnienie i głód (po odzyskaniu przytomności), potem wiele godzin snu. Elvyra mogłaby zrobić więcej takiej mikstury, ale brakowało jej składnika głównego -- krwi trolli, które jak wiadomo występują w górach. Powiedziała, że mikstura jest bardzo cenna ale za 4 sztuki złota może okazyjnie oddać te, które ma na składzie. Tu, w miasteczku, eliksir raczej się nie przyda - to spokojna okolica, a potrzebny jej teraz zapas gotówki.

Oprócz tego zdradziła, że umie robić to i owo, zna się na ziołach, miksturach leczących choroby, nawet truciznach, chociaż na pytania o te ostatnie zareagowała z wyraźną niechęcią. Po namyśle stwierdziła, że umie także przyrządzić miksturę wspomagającą koncentrację (tu spojrzała znacząco na Josefa, jakby domyślała się jego talentów). Mikstura taka na kilka godzin wspomaga umysł konsumenta i daje zastrzyk energii. Potem trzeba za to zapłacić otępieniem, bólem głowy i tego typu niedyspozycjami.

Zaoferowała też, że może spróbować nauczyć kogoś kumatego podstaw fachu. Terminowanie zajęłoby przynajmniej miesiąc-dwa aby nauczyć się podstaw zielarstwa/alchemii. Mogłaby też po promocyjnych cenach uwarzyć mikstury na zamówienie, ale jest z tym pewien problem. Nie dalej jak dwa dni temu ktoś włamał się wieczorem, po jej nieobecność, do warsztatu i wyniósł skrzynię z najcenniejszymi składnikami oraz księgi z receptami. Wynajęła nawet dobrego i drogiego detektywa -- pana Filipa Proudfoota, który śledzi temat ale póki co nie wpadł na trop skradzionych fantów. Z włamaniem nie miał raczej związku lokalny aptekarz-cyrulik, nie miałby w tym zbytniego interesu -- jest bardziej cyrulikiem niż aptekarzem. Sąsiadka z przeciwka -- babcia kociara mogła coś widzieć ale kategorycznie odmówiła współpracy. Nie lubi Elvyry, nie dała się przekupić ani nic. Straż miejska szybko umorzyła postępowanie z powodu niewykrycia sprawcy.

* * * 

Podczas oględzin wyłamanej okiennicy Josef zauważył, że jest obserwowany z okna pobliskiego domu. Próbował zapukać i nawiązać kontakt ze staruszką, ale nie udało mu się wzbudzić zaufania wymyślonymi historiami o psach, poranionych kotach i pomocy sąsiedzkiej. Zagajana w temacie włamania babcia Gertruda fuknęła tylko, nazywając Elvyrę wiedźmą i szarlatanką, samą sobie winną. Ona sama nic nie widziała i nic nie słyszała. Jest stara i wzrok i słuch już nie ten co kiedyś.

Po śniadaniu olbrzym sprowadził do sklepiku alchemiczki resztę drużyny.

Gdy Nieustraszeni byli w komplecie Elvyra zaparzyła herbatkę i opowiedziała raz jeszcze o swoich problemach. Zbadała też słabującego Stefana, za 2 szylingi dostarczyła mu cały pakiet maści na obtłuczenia oraz ziół i proszków na wzmocnienie organizmu. Zaleciła odpoczynek i oszczędzanie się. Przestrzegła też, że jeśli stan chorego się pogorszy do bardziej specjalistycznej kuracji konieczne może być ustalenie natury trucizny która jest przyczyną choroby, być może konieczna będzie wycieczka do Bogenhafen.

W trakcie wizyty do sklepiku zajrzał detektyw -- Filip Proudfoot okazał się być halflingiem. Po zgodzie Elvyry przekazał ustalone fakty drużynie: Aptekarz raczej nie miał związku z kradzieżą, sąsiedzi nic nie słyszeli a jedynym tropem może być wścibska Gertruda, nie udało się jej jednak skusić do zeznań prośbą ani groźbą. Poszukiwania fantów na czarnym rynku również nie przyniosły rezultatów -- sprzedawców ani chętnych do zakupu ksiąg ani alchemicznych składników nie udało mu się znaleźć. Detektyw przyjął obiecaną zapłatę i powiedział, że nie widzi sensu w dalszym prowadzeniu dochodzenia, chyba że pojawią się jakieś nowe poszlaki.

Bohaterowie uradzili, że na wszelki wypadek alchemiczce przyda się opieka, na wypadek gdyby złodzieje postanowili posłużyć się jej wiedzą do niecnych celów -- założyli, że złodzieje działali na zamówienie a księgi i składniki miały posłużyć do uwarzenia czegoś niedobrego, być może Elvyrze groziło porwanie. Josef ochoczo podjął się strażowania, tym bardziej że postanowił skorzystać z oferty nauki podstaw zielarstwa i alchemii. Rozpoczął terminowanie od mozolnego mielenia ziół w moździerzu, co stanowiło dla niego spore wyzwanie manualne, a alchemiczka przygotowała mu niewielki pokoik na poddaszu z widokiem na Friedenstrasse.

Pozostali opuścili sklepik i udali się na miasto. Stefan z pomocą Amisza znaleźli wybiedzonego kota, którego próbowali użyć w charakterze wabika. Staruszka otworzyła im po dłuższej chwili i po chwili wahania przyjęła sierściucha pod swój dom ale nie ufała obcym i nie wpuściła ich za próg. Bohaterowie zostawili jej również resztki ryb z pobliskiego targu a Stefan obiecał wpaść po kotka następnego dnia. W trakcie rozmowy Amisz zauważył ślady włamania na drzwiach staruszki.

Wkrótce Stefana dopadło zmęczenie a zatroskana Renate ściągnęła go na lekkostrawny obiad do Szarotki i położyła do łóżka. Kaz Mir po nieudanym, samotnym poszukiwaniu jakiejś spelunki (nie przypadł do gustu miejscowym) spotkał się w końcu w porcie z Amiszem. Łotrzyk przegrywał właśnie w kości nieco drobniaków do chwilowo bezrobotnych robotników portowych.

Po jednej z wysokich przegranych robole stracili chęć do gry a nagabywani poradzili Amiszowi przenieść się do "Szczęk" -- znanej lokalnie świetlicy.

Szczęki okazały się niezwykle podłym lokalem położonym w ustronnym zaułku, w którym wcześniej Kaz Mir napatoczył się na kilku podejrzanych typków. Tym razem dzięki wskazówkom graczy udało się zlokalizować zakamuflowane wejście. W środku oprócz doświadczonego życiem barmana siedziało trzech bywalców. Zapanowała chwila konsternacji, ale dzięki światowemu obyciu i aparycji bohaterów udało im się wsiąknąć w otoczenie po wychyleniu kilku kufelków lokalnych szczyn.

Bliżej wieczora do klubu zeszło się jeszcze kilku zakapiorów w tym grupka, która niezbyt gościnnie potraktowała wcześniej Kaz Mira. Rozsądek zwyciężył i mimo kilku złych spojrzeń bohaterowie nie byli niepokojeni.

Amisz nie wytrzymał i ponownie przyłączył się do gry w kości. Stawki szybko przeskoczyły w górę i na stole pojawiło się srebro. Na widok sakiewki Amisza współgraczom pociekła ślinka. W pewnym momencie stole pozostał tylko Amisz i Zenek (grający składkową kasą pozostałych, bo sam nie mógł pozwolić sobie na takie stawki). Gracze szli łeb w łeb, ale po kilku niespodziewanych zwrotach akcji Amisz pozostał uboższy o 3 złote korony na rzecz bywalców Szczęk, mimo jego nagabywań nikt nie chciał zaryzykować odwrócenia passy.

Uwadze bohaterów nie uszła tężejąca atmosfera gdy robiło się coraz później. Jakiś typek, który wyszedł w trakcie gry, wrócił do Szczęk, nie przyprowadził jednak nikogo nowego. Bywalcy kłócili się o podział wygranej przez Zenka mamony, nie umiejąc jednak ukryć łakomych spojrzeń na bohaterów, którzy starali się nie rzucać w oczy. Barman zasugerował krasnoludowi, że nie życzy sobie rozróby w swoim eleganckim klubie.

Amisz i Kaz Mir opuścili Szczęki żegnając się barmanem i pozostałymi, trzymając ręce na ukrytych w kieszeni utensyliach. Wychodząc usłyszeli głośną sprzeczkę, ale ruszyli szybko przed siebie uważnie przyglądając się zacienionym zaułkom. Ich uwadze nie uszło to, że ktoś podążył ich śladem, trzymał się jednak z daleka i nie dawał się zwieść gdy próbowali kluczyć po niezbyt znanych sobie uliczkach.

W końcu, zmęczeni bohaterowie postanowili odpuścić i wrócili do Pięciu Węzłów gdzie zasnęli po zaryglowaniu drzwi. Josef spędził noc na poddaszu u alchemiczki, Stefan wypoczywał w swoim pensjonacie.

Następnego dnia Stefan poczuł się ciut lepiej, może była to zasługa terapii ziołowo-hormonalnej której pilnowała troskliwa Renata a może po prostu kwestia dużej ilości snu i wygodnego łóżka.

Łowca postanowił sprawdzić jak się sprawy mają u wścibskiej staruszki. Wyposażony w świeżo złowioną rybę kupioną w porcie zapukał do drzwi domu Gertrudy. Tym razem udało mu się przekonać babcię aby wpuściła go do środka -- wnętrze cuchnęło kocimi szczynami, po poduszkach, narzutach i serwetkach pętało się mnóstwo sierściuchów. Z trudem powstrzymując się od zatykania nosa Stefan dzielnie znosił dziwactwa staruszki i udało mu się jej przypodobać. Znaleziony kot zadomowił się już u Gertrudy i dostał nawet imię -- Alojzy. Babcia pochwaliła się też dziwacznym, pozbawionym sierści Rupertem III, który wydał się łowcy raczej odrażający czemu nie dał oczywiście wyrazu.

Stefan zwrócił uwagę na uszkodzony zamek w drzwiach wejściowych, który nosił ślady użycia siły. Babcia unikała tematu ale ucieszyła się gdy łowca zaproponował pomoc w naprawieniu drzwi. Jak rzekła staruszka -- okolica ostatnio nie była tak bezpieczna jak kiedyś i nie może spać martwiąc się o swoje biedactwa, które mogłyby paść ofiarą włamywaczy.

Po rozpytaniu na mieście udało się znaleźć sklepik, w którym sprzedawano atrykuły metalowe. Stefan zakupił co trzeba, pożyczył potrzebne narzędzia i wrócił na Friedenstrasse by naprawić uszkodzoną framugę. Wyszło mu to całkiem-całkiem a przy okazji naprawiania zauważył na drzwiach babci ślady użycia łomu, identyczne jak na okiennicy sklepiku Elvyry.

Kropla drąży skałę, ujęta nienagannymi manierami i bezinteresowną pomocą Gertruda w końcu pękła i w zaufaniu, z płaczem, drżącym szeptem wyjawiła, że "widziała wszystko! Tylko żeby pan szanowny nie pisnął ani słowa, te bydlaki zagroziły że urwą głowę Rupertowi Trzeciemu jeśli piśnie strażnikom choć słowo. Było ich dwóch, skrzynię niósł taki wielki, miał złe oko -- pewnie czarownik i kamrat tej wiedźmy. Był z nim mniejszy, taki chytry. Wypatrzył ją w oknie a jak duży rozwalił drzwi to groził jej kozikiem. Rupert uciekł na zapiecek ale jeden kotek ma zwichniętą łapkę po tym jak go tarmosił ten bandzior. Horror!"

W międzyczasie Kaz Mir i Amisz odwiedzili sklepik Elvyry, postanowili też zdeponować co cenniejsze fanty w pokoiku zajmowanym przez Josefa.

środa, 23 listopada 2016

Bogenhafen #4

W międzyczasie Amisz doszedł do siebie i znalazł Josefa na mieście. Chwilę później na Kaufmanstrasse pojawił się Czarny Marian z ranną dziewczynką i wieściami o potworze. Mała wyglądała kiepsko, kanalarz zaniósł ją do świątyni Verenny, wkrótce pojawiła się matka sprowadzona przez strażników. Josef i Amisz zebrali sprzęt i ruszyli do kanałów by wspomóc kompanów, Marian pomógł im znaleźć najbardziej dogodny właz.

Tymczasem chłystek-przewodnik poprowadził Stefana i Kaz Mira kanałem wzdłuż rzeki zręcznie omijając niebezpieczne fragmenty korytarza. Po pewnym czasie wpadł na nich spanikowany chłopak -- okazało się, że był to jeden ze ścigających goblina. Według jego nieskładnych relacji gdy ścigali zielonoskórego wyskoczył na nich jakiś zębaty stwór. Chłopak umknął cudem ale jego towarzysz został z tyłu. Nie zwlekając ekspedycja ratunkowa ruszyła z pomocą. Niebawem usłyszeli jęki i żałosne wołania o pomoc.

Drużyna ustawiła się w szyku bojowym -- Kaz Mir z tarczą i maczugą na przedzie, Stefan z łukiem gotowym do strzału z tyłu. Ich przewodnik niósł latarnię oświetlając drogę z boku. Wkrótce dotarli do nieco szerszej komory, w której krzyżowały się korytarze. Położone po przeciwnej stronie ścieku okienko wentylacyjne rzucało nieco światła, jego krat uczepiony był pojękujący gówniarz, ochrypł już od krzyków i najwyraźniej trzymał się ostatkiem sił. U stóp ofiary czekała bestia o skórze pokrytej kostnymi wyrostkami, długa na przynajmniej 4 stopy. Potwór kłapał paszczą i niecierpliwie bił grubym ogonem o ścianę korytarza.

Kaz Mir zwrócił uwagę potwory waląc bronią o tarczę. Mimo krótkich nóżek bestia zręcznie zsunęła się do ścieku wykorzystując kamienne schodki i zniknęła pod powierzchnią. Stefan wypuścił jednak wcześniej strzałę, która utkwiła w jednej z łap. Wiszący na kracie chłopak puścił się i spadł na chodnik poniżej. Jego towarzysz podbiegł do niego z pomocą, nie wypuszczał latarni z ręki. Bohaterowie przyczaili się przy schodach po drugiej stronie kanału. Minęło kilka chwil i znienacka spod powierzchni wyskoczył zębaty stwór, jego paszcza o włos minęła nogi krasnoluda. Walka była krótka, a bohaterom sprzyjało szczęście, widać też było że jedna z łap bestii była całkiem bezwładna po trafieniu Stefana. Celne ciosy ciężkiej maczugi krasnoluda trafiały celu a zęby potwora pogięły tylko nieco metalową tarczę. Potwór próbował jeszcze uciec w ściek po pożegnalnym ciosie ogonem ale wtedy celna strzała trafiła go w nieopancerzone podbrzusze. Wkrótce potężne cielsko wypłynęło na powierzchnię do góry brzuchem. Taki też widok zastali Amisz i Josef, którzy nadciągnęli ze spóźnioną odsieczą.

Po wyjściu na powierzchnię zapanowała euforia. Stefan zorganizował u wozaków wózek-dwukółkę, którym przewieziono truchło potwora pod Bierhalle. Po opłukaniu wodą z fontanny wyglądało imponująco i zapewniło drużynie splendor i wiele darmowych drinków. Nie pomogło to Kaz Mirowi, który wziął udział w biegu piwnym i sromotnie poległ w boju z herr Wurstbaumem. Truchło wzbudzało zainteresowanie, ale nikt nie kwapił się do jego zakupu (mimo licznych potencjalnych zastosowań, które były szeroko dyskutowane przy browarze). Udało się je w końcu opchnąć doktorowi Malthusiusowi, który wypłacił za nie honorarium obiecane za znalezienie zbiegłego goblina.

W międzyczasie pojawił się Mattias, który w podzięce za Rechtlich zdradził informację o starożytnym kurhanie na wzgórzach Hagercrybs, do którego dokopali się górnicy z kopalni srebra. Jako dowód przekazał drużynie mapę tejże kopalni oraz bardzo starą monetę wydobytą z okrytego grobowca. Korytarz prowadzący do skarbu został zasypany przez górników-spiskowców, którzy planowali poczekać i w tajemnicy wydobyć skarb. Według informacji które uzyskał Mattias od syna jednego z górników, nikt z nich nie dożył dnia dzisiejszego -- wkrótce potem wybiła ich wszystkich tajemnicza choroba. Od tamtej chwili minęło już kilka ładnych lat, ale tajemnica powinna być nienaruszona.

Oprócz perspektywy kariery rabusiów starożytnych grobowców Mattias podarował drużynie list polecający do Elvyry Kalkstein - zaufanej i kompetentnej alchemiczki z Weissbruck. Zwierzył się też, że wpadł w Bogenhafen na trop organizacji, która wydała mu się kulciarską sektą, ale póki co okazała się nieszkodliwą masońską lożą zrzeszającą lokalnych mieszczan. Napytał sobie przy tym biedy i ściągnął na głowę łowców nagród.

Rano, po zasłużonym odpoczynku, gdy w trakcie śniadania drużyna spędzała czas w Bierhalle, doszło do ataku apopleksji herr Wurstbauma. Zakończyło się to tragicznie, choć do biedaka wezwano uzdrowiciela. Kilku innych innych bywalców baru zaczęło uskarżać się na problemy żołądkowe i złe samopoczucie. Karczmarz został oskarżony o serwowanie popsutego żarcia i trucie klienteli. Skandal który wybuchł wypłoszył drużynę, która postanowiła się pożywić się poza murami, na terenie miasteczka festynowego.

TODO:

* Udany pokaz truchła ekstraordynaryjnego smokojaszczura z Sumatry w namiocie doktora Malthusiusa, odebranie zaległej raty wynagrodzenia.

* Dyskusje na łodzi o dalszych planach drużyny, odprowadzeniu krypy na południe i potencjalnej wyprawie do Hagercrybs.

* Problemy gildii wozaków i zerwanie kontraktu Ruggbroderów -- wieści od Dyszla.

* Wieści od kolegi Amisza prosto z Blutroch -- wygrane przez Johanna wybory na burmistrza (przypisał sobie pokonanie tajemniczej bandy zabójców, urządził ich pokazową egzekucję) i zmiany w miasteczku.

* Stefan źle się czuje.

* Pożegnanie z Bogenhafen.

* Po dwóch dniach rejsu powitanie Weissbruck i wieczorne pożegnanie Schmidta w portowej tawernie.