Pożegnalna impreza trwała dość długo. Następnego dnia, po odpłynięciu Hannah w górę rzeki, drużyna zwlekła się z łóżek dość późno.
Josef, Amisz i Kaz Mir spędzili noc w Pięciu Węzłach, stylizowanej na marynarską oberży, Stefan wraz z Renate wypoczywali w dużo droższej i lepszej Szarotce -- eleganckim pensjonaciku, w którym obowiązywała nawet cisza nocna. Zatroskana handlarka dbała i chuchała na niedomagającego łowcę otaczając go troską i robiąc mu okłady z wiadomo czego.
Josefa obudził straszny głód, czym prędzej zszedł na dół nie budząc chrapiącego krasnoluda z którym dzielił pokój. Po nasyceniu pierwszego łaknienia olbrzym otarł usta i jeszcze raz przeczytał list Mattiasa do Elvyry Kalkstein i postanowił zwalczyć ból głowy dotleniając się w trakcie spaceru. Wyjrzał za okno: pogoda była nie najgorsza, chociaż lekko siąpiło. Zapytany karczmarz od razu skojarzył alchemiczkę po nazwisku i opisał jak dotrzeć na Friedenstrasse 23.
Friedenstrasse była wąską, czystą uliczką zabudowaną małymi domkami, z dala od portu i hałasu. Nad drzwiami numeru 23 widniał szyld z wagą, podobny trochę do symbolu Vereny, patronki wiedzy i mądrości. Josef użył kołatki.
Po dłuższej chwili otworzyła mu drobna, rumiana kobieta. Długie włosy miała schowane pod beretem, na sobie fartuch i rękawiczki. Gdy olbrzym opisał cel wizyty i podał list, obejrzała go pobieżnie i zaprosiła go do środka. Wejście prowadziło do niewielkiego pokoju który pełnił rolę poczekalni i sklepiku zarazem -- w rogu stał niewielki stolik z kilkoma krzesłami a przejście na zaplecze zagradzała aptekarska lada, na ścianie za ladą stała przeszklona komódka zawierająca maści i mikstury. Elvyra poprosiła Josefa o poczekanie przy stole, sama zniknęła w kantorku (przez drzwi widać było, że znajduje się tam jej pracownia). Wkrótce wróciła stamtąd z imbrykiem pełnym herbaty i dwoma filiżankami.
"Jak mawiają halflingi: nie poznasz gościa zanim nie napijesz się z nim herbaty i nie wypalisz fajki porządnego tytoniu przy okazji podwieczorku" -- zażartowała. Przez chwilę Josef próbował złapać filiżankę w dwa palce, ale po chwili Elvyra zlitowała się i przyniosła Josefowi duży, bardziej poręczny kubek. W trakcie niezobowiązującego dialogu o pogodzie kobieta uważnie przypatrywała się rozmówcy, pod koniec wyraźnie się odprężyła.
Po herbatce wypytała o przygody i ponarzekała na Mattiasa, że "Zawsze wplącze się w jakąś awanturę, a kto jak kto, ale on nie powinien się denerwować, nieprawdaż?" -- mrugnęła. Powiedziała, że może zaoferować Nieustraszonym rzadką i cenną miksturę wspomagającą regenerację -- ma dwie flaszki, które mogą postawić trupa na nogi, pełny proces trwa 2-3 doby w zależności od organizmu. W trakcie pierwszych godzin pacjent wydziela straszne ilości ciepła (wymaga chłodzenia), potem następuje duże pragnienie i głód (po odzyskaniu przytomności), potem wiele godzin snu. Elvyra mogłaby zrobić więcej takiej mikstury, ale brakowało jej składnika głównego -- krwi trolli, które jak wiadomo występują w górach. Powiedziała, że mikstura jest bardzo cenna ale za 4 sztuki złota może okazyjnie oddać te, które ma na składzie. Tu, w miasteczku, eliksir raczej się nie przyda - to spokojna okolica, a potrzebny jej teraz zapas gotówki.
Oprócz tego zdradziła, że umie robić to i owo, zna się na ziołach, miksturach leczących choroby, nawet truciznach, chociaż na pytania o te ostatnie zareagowała z wyraźną niechęcią. Po namyśle stwierdziła, że umie także przyrządzić miksturę wspomagającą koncentrację (tu spojrzała znacząco na Josefa, jakby domyślała się jego talentów). Mikstura taka na kilka godzin wspomaga umysł konsumenta i daje zastrzyk energii. Potem trzeba za to zapłacić otępieniem, bólem głowy i tego typu niedyspozycjami.
Zaoferowała też, że może spróbować nauczyć kogoś kumatego podstaw fachu. Terminowanie zajęłoby przynajmniej miesiąc-dwa aby nauczyć się podstaw zielarstwa/alchemii. Mogłaby też po promocyjnych cenach uwarzyć mikstury na zamówienie, ale jest z tym pewien problem. Nie dalej jak dwa dni temu ktoś włamał się wieczorem, po jej nieobecność, do warsztatu i wyniósł skrzynię z najcenniejszymi składnikami oraz księgi z receptami. Wynajęła nawet dobrego i drogiego detektywa -- pana Filipa Proudfoota, który śledzi temat ale póki co nie wpadł na trop skradzionych fantów. Z włamaniem nie miał raczej związku lokalny aptekarz-cyrulik, nie miałby w tym zbytniego interesu -- jest bardziej cyrulikiem niż aptekarzem. Sąsiadka z przeciwka -- babcia kociara mogła coś widzieć ale kategorycznie odmówiła współpracy. Nie lubi Elvyry, nie dała się przekupić ani nic. Straż miejska szybko umorzyła postępowanie z powodu niewykrycia sprawcy.
* * *
Podczas oględzin wyłamanej okiennicy Josef zauważył, że jest obserwowany z okna pobliskiego domu. Próbował zapukać i nawiązać kontakt ze staruszką, ale nie udało mu się wzbudzić zaufania wymyślonymi historiami o psach, poranionych kotach i pomocy sąsiedzkiej. Zagajana w temacie włamania babcia Gertruda fuknęła tylko, nazywając Elvyrę wiedźmą i szarlatanką, samą sobie winną. Ona sama nic nie widziała i nic nie słyszała. Jest stara i wzrok i słuch już nie ten co kiedyś.
Po śniadaniu olbrzym sprowadził do sklepiku alchemiczki resztę drużyny.
Gdy Nieustraszeni byli w komplecie Elvyra zaparzyła herbatkę i opowiedziała raz jeszcze o swoich problemach. Zbadała też słabującego Stefana, za 2 szylingi dostarczyła mu cały pakiet maści na obtłuczenia oraz ziół i proszków na wzmocnienie organizmu. Zaleciła odpoczynek i oszczędzanie się. Przestrzegła też, że jeśli stan chorego się pogorszy do bardziej specjalistycznej kuracji konieczne może być ustalenie natury trucizny która jest przyczyną choroby, być może konieczna będzie wycieczka do Bogenhafen.
W trakcie wizyty do sklepiku zajrzał detektyw -- Filip Proudfoot okazał się być halflingiem. Po zgodzie Elvyry przekazał ustalone fakty drużynie: Aptekarz raczej nie miał związku z kradzieżą, sąsiedzi nic nie słyszeli a jedynym tropem może być wścibska Gertruda, nie udało się jej jednak skusić do zeznań prośbą ani groźbą. Poszukiwania fantów na czarnym rynku również nie przyniosły rezultatów -- sprzedawców ani chętnych do zakupu ksiąg ani alchemicznych składników nie udało mu się znaleźć. Detektyw przyjął obiecaną zapłatę i powiedział, że nie widzi sensu w dalszym prowadzeniu dochodzenia, chyba że pojawią się jakieś nowe poszlaki.
Bohaterowie uradzili, że na wszelki wypadek alchemiczce przyda się opieka, na wypadek gdyby złodzieje postanowili posłużyć się jej wiedzą do niecnych celów -- założyli, że złodzieje działali na zamówienie a księgi i składniki miały posłużyć do uwarzenia czegoś niedobrego, być może Elvyrze groziło porwanie. Josef ochoczo podjął się strażowania, tym bardziej że postanowił skorzystać z oferty nauki podstaw zielarstwa i alchemii. Rozpoczął terminowanie od mozolnego mielenia ziół w moździerzu, co stanowiło dla niego spore wyzwanie manualne, a alchemiczka przygotowała mu niewielki pokoik na poddaszu z widokiem na Friedenstrasse.
Pozostali opuścili sklepik i udali się na miasto. Stefan z pomocą Amisza znaleźli wybiedzonego kota, którego próbowali użyć w charakterze wabika. Staruszka otworzyła im po dłuższej chwili i po chwili wahania przyjęła sierściucha pod swój dom ale nie ufała obcym i nie wpuściła ich za próg. Bohaterowie zostawili jej również resztki ryb z pobliskiego targu a Stefan obiecał wpaść po kotka następnego dnia. W trakcie rozmowy Amisz zauważył ślady włamania na drzwiach staruszki.
Wkrótce Stefana dopadło zmęczenie a zatroskana Renate ściągnęła go na lekkostrawny obiad do Szarotki i położyła do łóżka. Kaz Mir po nieudanym, samotnym poszukiwaniu jakiejś spelunki (nie przypadł do gustu miejscowym) spotkał się w końcu w porcie z Amiszem. Łotrzyk przegrywał właśnie w kości nieco drobniaków do chwilowo bezrobotnych robotników portowych.
Po jednej z wysokich przegranych robole stracili chęć do gry a nagabywani poradzili Amiszowi przenieść się do "Szczęk" -- znanej lokalnie świetlicy.
Szczęki okazały się niezwykle podłym lokalem położonym w ustronnym zaułku, w którym wcześniej Kaz Mir napatoczył się na kilku podejrzanych typków. Tym razem dzięki wskazówkom graczy udało się zlokalizować zakamuflowane wejście. W środku oprócz doświadczonego życiem barmana siedziało trzech bywalców. Zapanowała chwila konsternacji, ale dzięki światowemu obyciu i aparycji bohaterów udało im się wsiąknąć w otoczenie po wychyleniu kilku kufelków lokalnych szczyn.
Bliżej wieczora do klubu zeszło się jeszcze kilku zakapiorów w tym grupka, która niezbyt gościnnie potraktowała wcześniej Kaz Mira. Rozsądek zwyciężył i mimo kilku złych spojrzeń bohaterowie nie byli niepokojeni.
Amisz nie wytrzymał i ponownie przyłączył się do gry w kości. Stawki szybko przeskoczyły w górę i na stole pojawiło się srebro. Na widok sakiewki Amisza współgraczom pociekła ślinka. W pewnym momencie stole pozostał tylko Amisz i Zenek (grający składkową kasą pozostałych, bo sam nie mógł pozwolić sobie na takie stawki). Gracze szli łeb w łeb, ale po kilku niespodziewanych zwrotach akcji Amisz pozostał uboższy o 3 złote korony na rzecz bywalców Szczęk, mimo jego nagabywań nikt nie chciał zaryzykować odwrócenia passy.
Uwadze bohaterów nie uszła tężejąca atmosfera gdy robiło się coraz później. Jakiś typek, który wyszedł w trakcie gry, wrócił do Szczęk, nie przyprowadził jednak nikogo nowego. Bywalcy kłócili się o podział wygranej przez Zenka mamony, nie umiejąc jednak ukryć łakomych spojrzeń na bohaterów, którzy starali się nie rzucać w oczy. Barman zasugerował krasnoludowi, że nie życzy sobie rozróby w swoim eleganckim klubie.
Amisz i Kaz Mir opuścili Szczęki żegnając się barmanem i pozostałymi, trzymając ręce na ukrytych w kieszeni utensyliach. Wychodząc usłyszeli głośną sprzeczkę, ale ruszyli szybko przed siebie uważnie przyglądając się zacienionym zaułkom. Ich uwadze nie uszło to, że ktoś podążył ich śladem, trzymał się jednak z daleka i nie dawał się zwieść gdy próbowali kluczyć po niezbyt znanych sobie uliczkach.
W końcu, zmęczeni bohaterowie postanowili odpuścić i wrócili do Pięciu Węzłów gdzie zasnęli po zaryglowaniu drzwi. Josef spędził noc na poddaszu u alchemiczki, Stefan wypoczywał w swoim pensjonacie.
Następnego dnia Stefan poczuł się ciut lepiej, może była to zasługa terapii ziołowo-hormonalnej której pilnowała troskliwa Renata a może po prostu kwestia dużej ilości snu i wygodnego łóżka.
Łowca postanowił sprawdzić jak się sprawy mają u wścibskiej staruszki. Wyposażony w świeżo złowioną rybę kupioną w porcie zapukał do drzwi domu Gertrudy. Tym razem udało mu się przekonać babcię aby wpuściła go do środka -- wnętrze cuchnęło kocimi szczynami, po poduszkach, narzutach i serwetkach pętało się mnóstwo sierściuchów. Z trudem powstrzymując się od zatykania nosa Stefan dzielnie znosił dziwactwa staruszki i udało mu się jej przypodobać. Znaleziony kot zadomowił się już u Gertrudy i dostał nawet imię -- Alojzy. Babcia pochwaliła się też dziwacznym, pozbawionym sierści Rupertem III, który wydał się łowcy raczej odrażający czemu nie dał oczywiście wyrazu.
Stefan zwrócił uwagę na uszkodzony zamek w drzwiach wejściowych, który nosił ślady użycia siły. Babcia unikała tematu ale ucieszyła się gdy łowca zaproponował pomoc w naprawieniu drzwi. Jak rzekła staruszka -- okolica ostatnio nie była tak bezpieczna jak kiedyś i nie może spać martwiąc się o swoje biedactwa, które mogłyby paść ofiarą włamywaczy.
Po rozpytaniu na mieście udało się znaleźć sklepik, w którym sprzedawano atrykuły metalowe. Stefan zakupił co trzeba, pożyczył potrzebne narzędzia i wrócił na Friedenstrasse by naprawić uszkodzoną framugę. Wyszło mu to całkiem-całkiem a przy okazji naprawiania zauważył na drzwiach babci ślady użycia łomu, identyczne jak na okiennicy sklepiku Elvyry.
Kropla drąży skałę, ujęta nienagannymi manierami i bezinteresowną pomocą Gertruda w końcu pękła i w zaufaniu, z płaczem, drżącym szeptem wyjawiła, że "widziała wszystko! Tylko żeby pan szanowny nie pisnął ani słowa, te bydlaki zagroziły że urwą głowę Rupertowi Trzeciemu jeśli piśnie strażnikom choć słowo. Było ich dwóch, skrzynię niósł taki wielki, miał złe oko -- pewnie czarownik i kamrat tej wiedźmy. Był z nim mniejszy, taki chytry. Wypatrzył ją w oknie a jak duży rozwalił drzwi to groził jej kozikiem. Rupert uciekł na zapiecek ale jeden kotek ma zwichniętą łapkę po tym jak go tarmosił ten bandzior. Horror!"
W międzyczasie Kaz Mir i Amisz odwiedzili sklepik Elvyry, postanowili też zdeponować co cenniejsze fanty w pokoiku zajmowanym przez Josefa.